Dawniej zimy były bardziej mroźne i śnieżne. Grudzień niemal gwarantował opad śniegu, który nie topniał, tylko leżał aż do marca, a śniega ino dopadowało.
Obficie padający śnieg i wiejący wiatr powodował zamiecie i tworzył wysokie zumienta, czyli zaspy. Pokonywanie śnieżnych przekopów i labiryntów na drogach i ścieżkach było wyzwaniem i prawdziwą przeprawą. Dzieci drążyły tunele, w których się kryły i „mieszkały” jak w igloo. Jak napadało dużo śniegu, to bywało, że szkoła była zamknięta przez tydzień. Dzieci się cieszyły, podobnie jak wyczekiwały z utęsknieniem feryji, czyli przerwy świątecznej.
Zimowe oblecze
Mówiono, że pierwszą okazją, kiedy można było założyć zimowy mantel i szczewiki były msze i nabożeństwa na pierwszego listopada. Dzieci zakładały zimą wełniane płaszczyki, usztrykowane przez mamy i babcie ciepłe szaliki, czapki oraz rękawiczki z jednym palcem, połączone do pary sznurkiem. Rewelacyjnie przed zimnem chroniły też czopki z królika, czyli takie wykonane z króliczego futerka.
Zabawy na śniegu
Zima zapewniała dzieciom zabawy na śniegu. Na świeżym śniegu robiło się janioła, kładąc się na plecach i machając rękami i nogami. Każdy w okolicy miał swoją ulubioną górkę, z której wspólnie z rówieśnikami zjeżdżał na sankach.
„My z łojcem też robili sonki z twardego drzewa, kiere się wyginało na formie, a płozy były metalowe” (Albert Dziadek, ur. 1931, Bzie Dolne).
„Za bajtla pamiyntom, że czekało się na drugi dziyń świont i wszyski dziecka leciały na dojś wielko górka, na tzw. „dołki” i sie sjyżdżało na sonkach. Jak się dobrze fechtło to się jechało z pół kilometa. Potym zrownali „dołki” i dzisio je to teryn kopalni „Zofiówka” od strony ulicy Dębina” (Krystian Lerch, ur. 1956, Jastrzębie Górne)
Czasami usypywało się też śnieżną górkę, polewało wodą, która szybko zamarzała i zjeżdżało się na sankach lub bez 😉.
Kulig, bałwan i wojna na kulki śnieżne
Wielką atrakcją był kulig za końmi. Jako pierwsze jechały duże sanie, w których siadali dorośli, a do nich doczepiano mniejsze sanki dla dzieci. Co po niektórzy mieli nawet drewniane narty i bambusowe kijki.
Na zamarzniętych stawach synki grały w hokeja, na buty zakładając szlincuchy.
Dzieci kulały bałwana, marekwia robiła za nos, a z wungla robiono oczy, buzię i guziki. Na głowie lądował kapelusz, czyli stare wiadro, a ręce były zrobione z gałązek albo mieteł. Wojny na śnieżne kulki to kolejna zimowa atrakcja uwielbiana przez dzieci. Obok wiszących długich sopli też nie przechodziło się obojętnie – były idealną lodową „przekąską” do schrupania.
Synki lubiły, zwłaszcza po wyjściu ze szkoły, obciepać dziołchy śniegiem i to najbardziej te, które się im podobały.
"Godało sie, że dziołchy sie myło" (Albert Dziadek).
Zresztą jak spadł pierwszy śnieg, to dla zdrowia należało natrzeć białym puchem ręce i pysk.
"Jak na placu przed chałpom robiło sie gładko, suło sie hasi z pieca. Na wiosna było fest dużo marasu" (Krystian Lerch)
Na rozgrzewkę
Dziecka wracały do domu przemarznięte, przemoczone, z czerwonymi nosami i liczkami, ale szczęśliwe jak nigdy. Trza było sie gibko przeblyc i napić herbaty z miodem i sokiem malinowym, albo gorącego mleka z czosnkiem i miodem lub mieszanki specjalnie wyselekcjonowanych przez mamę ziółek, które znakomicie przeciwdziałały rymie, kuckaniu i były dobre na fiber.
Dopiero marzec przynosił roztopy i prawdziwe przedwiośnie.
Powiązane artykuły:
Kurka czy kogucik, czyli zabawy dla dzieci na lato
Zabawy i hulanki karnawałowe
Długie, zimowe wieczory przy piecu