Jeszcze do połowy XX wieku polska wieś była bardzo zabobonna. Wierzono, że krowy często padają ofiarami ataku czarownic, co objawiało się tym, że zwierzę dawało zepsute mleko, dawało go za mało lub za dużo.
Wysoko dojna krowa zawsze była obiektem podziwu, a czasami zazdrości. Bywało, że o rzucenie uroku na krowę posądzano zawistne sąsiadki. By odwrócić złe zaklęcie, stosowano cały szereg zabiegów magicznych. Na terenie Jastrzębia Górnego i Dolnego zanotowano relacje starszych mieszkańców, którzy opisywali przypadki rzucania zaklęć na krowy. Wystarczyło, że czarownica, przechodząc obok gospodarstwa, zerknęła w stronę obory albo dotknęła pasącą się krowę i ta przestawała dawać mleko lub mleko było strzympiaste. W innym przypadku starczyło, że wioskowa czarownica przyszła pożyczyć coś od gospodyni i po oddaniu tego przedmiotu razem z nim przynosiła urok skierowany przeciwko krowie. Wierzono, że czarownica mogła wysyłać w swoim imieniu innego człowieka, który nie był tego nawet świadomy. Aby odczynić zaklęcie rzucone na krowę, trzeba było trochę mleka wylać na rozgrzaną blache pieca i ostrym nożem wykonywać ruch imitujący jego przecinanie, wypowiadając słowa zaklęcia, np.: „Ty motyko! Mosz nożym pysk rozciynty!”. Kiedy mleko wyparowało, a zapach spalenizny uleciał z dymem, istniała szansa na przerwanie uroku. Innym sposobem było okadzanie krowy ziołami i obchodzenie jej dookoła trzy razy.
Dziś tego typu zachowania etnografowie zaliczają do przejawów wyobraźni ludowej i prób tłumaczenia niezrozumiałych zjawisk.